Życie Farmera cz.1
: środa 18 sie 2021, 17:44
UWAGA cholerna strona znow sie wiesza choc zdjecia są naprawde male i co chwila trzeba klikac prawym myszy w wkran aby sie otwieraly.
I jeszcze - zdjecia byly robione przd dodaniem poprawionego pliki graficznego ktory polecam , wiec duzo roslinek wyglada na zdychające i nie podlane, ze względu na barwe lisci i łodyg. a drzewo w ogrodzie - te pod scianą chaty wrecz jest cale czarne
Pustego pola było całe hektary. W narożniku tych hektarów stala smętna obórka zameszkala przez krowę Mućkę. W kurniku ktory mialo kiedys tam zasiedlić stado kur na dziś mieszkal bardzo rozczarowany bialy kogut wraz z malzonką. Uzysku z tego było 2 jaka dziennie po 10 $ za sztuke i teotretycznie od 6 do 12 litrów mleka dziennie po 15 dolarow za litr - o ile krowa nie przewróciła kopniakiem wiadra z mlekiem przy udoju. Chata byla przeraźliwie pusta. Nie spodziewalem się wprawdzie luksusów ale żeby nie było nawet wanny? O radiu nie wspominając. Lista czego nie było byla długa, a lista tego co w chacie było żalosnie krotka. To dlatego, ze te pole bylo cholernie drogie i wybor był wanna albo krowa - tłumaczył sie zaklopotany Stwórca do ktorego zadzwoniłem, żadajac przynajmniej jakiegos śmietnika. Z wanny nic nie wydoisz wiec krowa była lepszą opcją a śmietnik sie załatwi - obiecał Stworca. Na razie zasiej to co lezy na grzadkach, zapoznaj sie z kurami i tą krową. Naucz sie jak obslugiwac kuchenke - dodał - żebyś pozaru nie zrobil. Ubezpieczenia nie mamy! Tam są 2 podręczniki w ksiazkach na stole... Po czym Stwórca szybciutko sie rozlaczyl chyba bojąc się że za chwile odkryję, jakie łózko mi kupił do sypialni. Ale smietnik dostarczył - kartonowe pudło ozdobione jabłuszkiem, które wedlug niego powinno robić za pojemnik do przechowywania smieci. Rodzinne sagi o Stworcy przygotowaly mnie na najgorsze więc po zasadzeniu tego co było na grzadkach tylko otarlem pot z czoła i poszedlem wyrzucic gnój z obory. Nieco zszokowalo mnie odnalezienie w tym oborniku czesci do ulepszeń armatury. Przesłuchałem na okoliczność krowę. ktora wyparla sie jakiegokolwiek kontaktu z tym zelastwem narzekając przy okazji na brak podajnika paszy. "Po prostu pryyymityw a nie obora! " dodala kopiąc kopytem z pogardą wiadro z udojonym mlekiem i 90 dolarow w plynie użyzniło glebę. Opuściłem krowę i rzucilem sie doczytania instrukcji obslugi kuchenki 'Podrecznik gotowania, rozdział pierwszy. Idiota Stworca wymyslił, ze będę prowadził proste zycie. Czyli plony z ogródka, mleko od krowy, wlasnorecznie zrobiony serek i jajka od kury. Moglem ewentualnie dokupić mąke i cukier gdybym miał za co, bo w okolicy nie było ani młyna (szkoda) ani hodowli trzciny czy buraków cukrowych więc te produkty importowano. Nie posiadajac nawet ani jednego jajka nie wspominając o plonach z ogrodka ktory ledwo co posadzilem porzucilem podrecznik i udalem sie do okolicznego domu uslug socjalnych, kultury czy jakoś tam - jak zwał tak zwał - gdzie na szczęscie był kram z zarciem wietnamskim. Na posilek za 5 dolarow jeszcze mnie było stać. Spedzilem tam mile popoludnie poznajac sasiadow ktorzy zjawili sie tam tez tlumnie lacznie z panią burmistrz i straznikiem leśnym. Obiecalem kazdemu pomoc w zakupach - za forse oczywiście jeśli sie wywiąze choc nie mialem pojecia jak dostarczyc im to czego chcieli. Skad ja wytrzasne pikantne grzyby? Pod koniec dnia odkrylem ściane wspinaczkową ktorą od razu pokochałem. Nie mialem najmniejszego zamiaru po nocy szukać tych grzybow. Problem z kasą rozwiązałem w ciagu 5 dni - trzeba przyznac ze Stworca mi w tym pomógł. W domu socjalnym znalazło sie stanowisko do miksowania utworow muzycznych i dziennie produkowalem tam jedną plyte - jeden pozom umiejetnosci - jedna plyta. Wprawdzie za pierwszą dostalem grosze, ale z kazdą nastepna bylo lepiej. Ostatnia płyta to byl przebój cozapewnilo mi codzienne zastrzyki gotówi. Z szukania grzybow w końcu zrezygnowalem. Wiosna raczej nie byla sezonem na grzyby, bo las kolo ruin, gdzie teoretycznie te grzyby powinny rosnąć był kompletnie pusty, a przeszukalem cała okolice skrupulatnie. Strata czasu i tyle. A tego czasu mialem coraz mniej. Wyrzucanie obornika, dojenie i czyszczenie krowy, zbior jajek, rozrastajacy sie ogród, to była praca na półtora etatu Wszystko przez to, ze kupiłem lamę zamiast lepszego wyra. Niby za welne lamy mzna było dostac wiecej forsy ale nie kazdego dnia cholerny zwierzak dawal sie ostrzyc ale za to kazdego dnia domagał sie atencji i czyszczenia. Czyszczenie dwa razy dziennie dwoch obór i kurnika, podlizywanie sie kurom by zniosly wiecej jaj i lepszej jakosci plus dogladanie nie tylko tradycyjnego ogrodu ale i plantacji arbuza. dyni i sałaty zabieralo mi caly dzień! Rozpaczliwie potrzebowałem dodatkowych rąk do pracy - oczywiscie moglem spróbować zaprzyjaznić się ze stadem ptaszkow ktore odwalilyby za mnie ochrone mojego ogrodu przed muchami (opryskiwanie roslin trwalo godzinami! ) ale zaprzyjaźnianie sie wymagalo regularnych wypraw do pniaka w ktorym ptaszki mieszkały i podlizywania sie im regularnie. Dodatkowo ptaszki domagaly sie prezentów i byly bardzo wybredne! Poznani znajomi, tacy jak Tina czy straznik leśny Michal ktorzy czasem mnie odwiedzali do pomocy sie nie kwapili. Jak tu zdobyć te pare pracowitych rąk? Wymyslilem więc ogloszenie matrymolnialne . Potencjalna narzeczona powinna sie wykazać pracowitością z naciskiem na pielenie ogrodu i opryskiwanie roslinek przeciw szkdnikom. Wyrzucanie gnoju z obu obór i kurnika tez było u mnie wysoko punktowane. W zaman za to mogla liczyc na darmowy posiłek i jak by sie bardzo postarała nawet na zaręczynowy pierścionek. Oczywiscie tego ostatniego punktu nie mialem zamiaru dotrzymywać. Żadnych zobowiązań tego typu! Bylem wiec jakby oszustem matrymolnialnym ale nie do końca bo jesli uroda i wdzięk osobisty zwerbowanej pomocy mialaby mnie zbić z nóg. to ewetualnie mogłem sie nawet z takową zareczyć . Zareczyny to nie ślub wiec jakoś bym to przezył. Pierwsza kandydatka odpadła u mnie z szybkoscią swiatła ze wzgledu na kolczyk w nosie, zachrypniety głosik, tenisowki i styl bycia klientki z budki pod piwem. W dodatku alarm mi sie właczyl ze mam do czynienia z przestepczynią! Nastepna chetna wygladała wprawdzie duzo lepiej i nawet byla na swój sposób ładna ale niestety wysmiała z pogardą moją ofertę krytykując zlosliwie mój wygląd i biedna chate co oczywiście uniemozliwiło na wieczność jakąkolwiek forme kontaktów miedzy nami. No coż nie miala pojecia co odrzuciła tak pochopnie. Naiwna idiotka! Jednakze postanowilem popracować troche nad swoja muskulaturą w wolnym czasie. W koncu zrezygnowałem z opcji łapania chetnej na obietnice pierścionka i postanowiłem po prostu poderwać jakies dziewcze, oczarowac urokiem osobistym i zagonic na bazie tego uroku do obory. To znaczy do wyczyszczenia tej obory potem jak juz moj urok zrobi swoje. Odwiedzenie baru uznalem wiec za dobry pomysł. No i na co trafiłem? Na "Wieczór rycerzy w barze"! Bandę zakutych pólglowkow! Jedyna dziewczyna w tym barze też pownna zakryc oblicze takim hełmem, bo szpetna byla okropnie. W końcu odnioslem sukces! Mozna powiedziec ze ta panna sama przyszla do mnie. Petala sie pod moim domem 2 godziny zanim ją zauwazylem. Obiecala pomagać, sprzatac i bez mala nawet gotować aby tylko mnie poderwać ale okazalo sie . ze nasze cele tylko w jednym punkce byly zbiezne. A tym celem bylo łozko a nie chwasty w ogrodzie. Nie powiem - bylo super fajnie gdyby nie jeden drobny szkopul. To zabieralo mi za duzo czasu! Cztery godziny seksu . pol godzin pogaduszek po tym seksie juz nie wspominajac o zwiekszonym zuzyciu wody na prysznic dla mnie i kapiel w wannie dla niej po fakcie. Drastycznie zwiekszyło sie więc zuzycie wody a tym samym rachunki! Po czym ona rozsiadala sie pod telewizorem a ja lecialem aby wydoić krowe, wyczyścic obory i kurnik, zebrać jaja, zachęcic rosliny do wzrostu a w domu upichcić jakies "proste" zarcie. Taaak, wiem mogłbym ja poprosić aby zamieszkala ze mna i pewnie wtedy dałoby sie ją zagonić do roboty ale zrezygnować z bycia szczesliwym singlem? Never!
Dopisek Stworcy: Niestety Jacuś Vimes byl nieczulym draniem i w dodatku przesadnie oszczędnym draniem Trudno... postapilem jak prawdziwa świnia i po prostu zerwalem z nią nie zwazajac na jej lzy i smutek. Ale mialem krótki wybór albo ona albo krowa ktora poczułas sie bardzo zniedbana przeze mnie ostatnio i nie tylko wylewala mi regularnie udojone mleko ale i jakosc tego mleka pogorszyla sie do stanu "kiepskie" i staniało! . Zaniedbane kury też zaczely znosić tanie, kiepskie jaja a lama opluwala mnie regularnie. W koncu mnie olsniło! Przeciez moj tatuś ekolog byl czarodziejem! Więc chyba mam jakies magiczne korzenie po nim? Kolor oczu mam, kolor włosów mam wiec i zdolnosci czarodziejskie powinienem po nim odziedziczyć! Eureka! Naucze sie zaklęć i zakleciami bede czyscil te obory! Nie bylem pewny czy takie zaklecie na oborze zadziała ale eliksir likwidujacy zmęczenie pomóglby mi napewno. Wymagalo to wprawdzie wyprawy do krainy Magii i poswiecenie czasu na zaprzyjaźnienie sie z czarodziejem ale uznałem ze gra jest warta świeczki, a raczej jablka o którym wiedziałem będzie mi potrzebne do zobienia tego wymarzonego eliksiru. Wprawdzie te moje jablko nie było najlepszej jakości, bo z pierwszego zbioru ale za to tanie. Niestety ponioslem straty , bo nie tylko jablko się zmarnowało ale jeszcze oberwałem zakleciem i musialem kupic eliksir ktory by te zakłecie ze mnie zdjął! Wygladalem jak przyrodni brat ropuchy ale na szczescie zakupiony eliksir zadziałał i nikt nie zdazył obejrzeć ropuszej skazy na moim wizerunku. Przy okazji kupiłem miotle do latania, bo byla przeceniona , ale różdżke i chowańca olałem. Dolary nie rozna na drzewach! Słyszałem wprawdzie legendę o dolarowym drzewku, ale słyszałem też, że bohater tej legendy kiedy sie juz tego drzewka dorobil mial 100 lat i brodę do kolan. Czyli bajka i tyle. Odczekalem zgrzytając zebami i kiedy jabłka zaczely byc juz niezłe nabylem kocioł drogi jak cholera i po godzinie mieszania i mamrotania zaklęć wreszcie osiągnęłem wymarzony eliksir! Zbliżał sie jarmark i zamierzalem zdobyc pierwszą nagrodę na wystawie warzyw! Za tą dynie powinienem ją dostać! Byla to jedyna droga by uzyskac receptury na przysmaki dla zwierząt , dzieki ktorym mogłbym uzyskać kolorową welne lamy za ktorą placili lepiej i być moze wyhodować koguta bojowego ktory by pelnił role obroncy swoich kur przed lisami. Jak sie nacięlem na tym jarmarku i ile to mnie kosztowało to chyba opowiem nastepnym razem, bo na samo wspomnienie tego złodziejstwa nóż mi się w kieszeni otwiera! O tym ze mozna te przysmaki uzyskac inaczej niz wygrywajac konkursy na jarmarku czy latając za sprawunkami waznch odobistości nie miałem pojecia. No cóz byłem poczatkujacym farmerem.
I jeszcze - zdjecia byly robione przd dodaniem poprawionego pliki graficznego ktory polecam , wiec duzo roslinek wyglada na zdychające i nie podlane, ze względu na barwe lisci i łodyg. a drzewo w ogrodzie - te pod scianą chaty wrecz jest cale czarne
Pustego pola było całe hektary. W narożniku tych hektarów stala smętna obórka zameszkala przez krowę Mućkę. W kurniku ktory mialo kiedys tam zasiedlić stado kur na dziś mieszkal bardzo rozczarowany bialy kogut wraz z malzonką. Uzysku z tego było 2 jaka dziennie po 10 $ za sztuke i teotretycznie od 6 do 12 litrów mleka dziennie po 15 dolarow za litr - o ile krowa nie przewróciła kopniakiem wiadra z mlekiem przy udoju. Chata byla przeraźliwie pusta. Nie spodziewalem się wprawdzie luksusów ale żeby nie było nawet wanny? O radiu nie wspominając. Lista czego nie było byla długa, a lista tego co w chacie było żalosnie krotka. To dlatego, ze te pole bylo cholernie drogie i wybor był wanna albo krowa - tłumaczył sie zaklopotany Stwórca do ktorego zadzwoniłem, żadajac przynajmniej jakiegos śmietnika. Z wanny nic nie wydoisz wiec krowa była lepszą opcją a śmietnik sie załatwi - obiecał Stworca. Na razie zasiej to co lezy na grzadkach, zapoznaj sie z kurami i tą krową. Naucz sie jak obslugiwac kuchenke - dodał - żebyś pozaru nie zrobil. Ubezpieczenia nie mamy! Tam są 2 podręczniki w ksiazkach na stole... Po czym Stwórca szybciutko sie rozlaczyl chyba bojąc się że za chwile odkryję, jakie łózko mi kupił do sypialni. Ale smietnik dostarczył - kartonowe pudło ozdobione jabłuszkiem, które wedlug niego powinno robić za pojemnik do przechowywania smieci. Rodzinne sagi o Stworcy przygotowaly mnie na najgorsze więc po zasadzeniu tego co było na grzadkach tylko otarlem pot z czoła i poszedlem wyrzucic gnój z obory. Nieco zszokowalo mnie odnalezienie w tym oborniku czesci do ulepszeń armatury. Przesłuchałem na okoliczność krowę. ktora wyparla sie jakiegokolwiek kontaktu z tym zelastwem narzekając przy okazji na brak podajnika paszy. "Po prostu pryyymityw a nie obora! " dodala kopiąc kopytem z pogardą wiadro z udojonym mlekiem i 90 dolarow w plynie użyzniło glebę. Opuściłem krowę i rzucilem sie doczytania instrukcji obslugi kuchenki 'Podrecznik gotowania, rozdział pierwszy. Idiota Stworca wymyslił, ze będę prowadził proste zycie. Czyli plony z ogródka, mleko od krowy, wlasnorecznie zrobiony serek i jajka od kury. Moglem ewentualnie dokupić mąke i cukier gdybym miał za co, bo w okolicy nie było ani młyna (szkoda) ani hodowli trzciny czy buraków cukrowych więc te produkty importowano. Nie posiadajac nawet ani jednego jajka nie wspominając o plonach z ogrodka ktory ledwo co posadzilem porzucilem podrecznik i udalem sie do okolicznego domu uslug socjalnych, kultury czy jakoś tam - jak zwał tak zwał - gdzie na szczęscie był kram z zarciem wietnamskim. Na posilek za 5 dolarow jeszcze mnie było stać. Spedzilem tam mile popoludnie poznajac sasiadow ktorzy zjawili sie tam tez tlumnie lacznie z panią burmistrz i straznikiem leśnym. Obiecalem kazdemu pomoc w zakupach - za forse oczywiście jeśli sie wywiąze choc nie mialem pojecia jak dostarczyc im to czego chcieli. Skad ja wytrzasne pikantne grzyby? Pod koniec dnia odkrylem ściane wspinaczkową ktorą od razu pokochałem. Nie mialem najmniejszego zamiaru po nocy szukać tych grzybow. Problem z kasą rozwiązałem w ciagu 5 dni - trzeba przyznac ze Stworca mi w tym pomógł. W domu socjalnym znalazło sie stanowisko do miksowania utworow muzycznych i dziennie produkowalem tam jedną plyte - jeden pozom umiejetnosci - jedna plyta. Wprawdzie za pierwszą dostalem grosze, ale z kazdą nastepna bylo lepiej. Ostatnia płyta to byl przebój cozapewnilo mi codzienne zastrzyki gotówi. Z szukania grzybow w końcu zrezygnowalem. Wiosna raczej nie byla sezonem na grzyby, bo las kolo ruin, gdzie teoretycznie te grzyby powinny rosnąć był kompletnie pusty, a przeszukalem cała okolice skrupulatnie. Strata czasu i tyle. A tego czasu mialem coraz mniej. Wyrzucanie obornika, dojenie i czyszczenie krowy, zbior jajek, rozrastajacy sie ogród, to była praca na półtora etatu Wszystko przez to, ze kupiłem lamę zamiast lepszego wyra. Niby za welne lamy mzna było dostac wiecej forsy ale nie kazdego dnia cholerny zwierzak dawal sie ostrzyc ale za to kazdego dnia domagał sie atencji i czyszczenia. Czyszczenie dwa razy dziennie dwoch obór i kurnika, podlizywanie sie kurom by zniosly wiecej jaj i lepszej jakosci plus dogladanie nie tylko tradycyjnego ogrodu ale i plantacji arbuza. dyni i sałaty zabieralo mi caly dzień! Rozpaczliwie potrzebowałem dodatkowych rąk do pracy - oczywiscie moglem spróbować zaprzyjaznić się ze stadem ptaszkow ktore odwalilyby za mnie ochrone mojego ogrodu przed muchami (opryskiwanie roslin trwalo godzinami! ) ale zaprzyjaźnianie sie wymagalo regularnych wypraw do pniaka w ktorym ptaszki mieszkały i podlizywania sie im regularnie. Dodatkowo ptaszki domagaly sie prezentów i byly bardzo wybredne! Poznani znajomi, tacy jak Tina czy straznik leśny Michal ktorzy czasem mnie odwiedzali do pomocy sie nie kwapili. Jak tu zdobyć te pare pracowitych rąk? Wymyslilem więc ogloszenie matrymolnialne . Potencjalna narzeczona powinna sie wykazać pracowitością z naciskiem na pielenie ogrodu i opryskiwanie roslinek przeciw szkdnikom. Wyrzucanie gnoju z obu obór i kurnika tez było u mnie wysoko punktowane. W zaman za to mogla liczyc na darmowy posiłek i jak by sie bardzo postarała nawet na zaręczynowy pierścionek. Oczywiscie tego ostatniego punktu nie mialem zamiaru dotrzymywać. Żadnych zobowiązań tego typu! Bylem wiec jakby oszustem matrymolnialnym ale nie do końca bo jesli uroda i wdzięk osobisty zwerbowanej pomocy mialaby mnie zbić z nóg. to ewetualnie mogłem sie nawet z takową zareczyć . Zareczyny to nie ślub wiec jakoś bym to przezył. Pierwsza kandydatka odpadła u mnie z szybkoscią swiatła ze wzgledu na kolczyk w nosie, zachrypniety głosik, tenisowki i styl bycia klientki z budki pod piwem. W dodatku alarm mi sie właczyl ze mam do czynienia z przestepczynią! Nastepna chetna wygladała wprawdzie duzo lepiej i nawet byla na swój sposób ładna ale niestety wysmiała z pogardą moją ofertę krytykując zlosliwie mój wygląd i biedna chate co oczywiście uniemozliwiło na wieczność jakąkolwiek forme kontaktów miedzy nami. No coż nie miala pojecia co odrzuciła tak pochopnie. Naiwna idiotka! Jednakze postanowilem popracować troche nad swoja muskulaturą w wolnym czasie. W koncu zrezygnowałem z opcji łapania chetnej na obietnice pierścionka i postanowiłem po prostu poderwać jakies dziewcze, oczarowac urokiem osobistym i zagonic na bazie tego uroku do obory. To znaczy do wyczyszczenia tej obory potem jak juz moj urok zrobi swoje. Odwiedzenie baru uznalem wiec za dobry pomysł. No i na co trafiłem? Na "Wieczór rycerzy w barze"! Bandę zakutych pólglowkow! Jedyna dziewczyna w tym barze też pownna zakryc oblicze takim hełmem, bo szpetna byla okropnie. W końcu odnioslem sukces! Mozna powiedziec ze ta panna sama przyszla do mnie. Petala sie pod moim domem 2 godziny zanim ją zauwazylem. Obiecala pomagać, sprzatac i bez mala nawet gotować aby tylko mnie poderwać ale okazalo sie . ze nasze cele tylko w jednym punkce byly zbiezne. A tym celem bylo łozko a nie chwasty w ogrodzie. Nie powiem - bylo super fajnie gdyby nie jeden drobny szkopul. To zabieralo mi za duzo czasu! Cztery godziny seksu . pol godzin pogaduszek po tym seksie juz nie wspominajac o zwiekszonym zuzyciu wody na prysznic dla mnie i kapiel w wannie dla niej po fakcie. Drastycznie zwiekszyło sie więc zuzycie wody a tym samym rachunki! Po czym ona rozsiadala sie pod telewizorem a ja lecialem aby wydoić krowe, wyczyścic obory i kurnik, zebrać jaja, zachęcic rosliny do wzrostu a w domu upichcić jakies "proste" zarcie. Taaak, wiem mogłbym ja poprosić aby zamieszkala ze mna i pewnie wtedy dałoby sie ją zagonić do roboty ale zrezygnować z bycia szczesliwym singlem? Never!
Dopisek Stworcy: Niestety Jacuś Vimes byl nieczulym draniem i w dodatku przesadnie oszczędnym draniem Trudno... postapilem jak prawdziwa świnia i po prostu zerwalem z nią nie zwazajac na jej lzy i smutek. Ale mialem krótki wybór albo ona albo krowa ktora poczułas sie bardzo zniedbana przeze mnie ostatnio i nie tylko wylewala mi regularnie udojone mleko ale i jakosc tego mleka pogorszyla sie do stanu "kiepskie" i staniało! . Zaniedbane kury też zaczely znosić tanie, kiepskie jaja a lama opluwala mnie regularnie. W koncu mnie olsniło! Przeciez moj tatuś ekolog byl czarodziejem! Więc chyba mam jakies magiczne korzenie po nim? Kolor oczu mam, kolor włosów mam wiec i zdolnosci czarodziejskie powinienem po nim odziedziczyć! Eureka! Naucze sie zaklęć i zakleciami bede czyscil te obory! Nie bylem pewny czy takie zaklecie na oborze zadziała ale eliksir likwidujacy zmęczenie pomóglby mi napewno. Wymagalo to wprawdzie wyprawy do krainy Magii i poswiecenie czasu na zaprzyjaźnienie sie z czarodziejem ale uznałem ze gra jest warta świeczki, a raczej jablka o którym wiedziałem będzie mi potrzebne do zobienia tego wymarzonego eliksiru. Wprawdzie te moje jablko nie było najlepszej jakości, bo z pierwszego zbioru ale za to tanie. Niestety ponioslem straty , bo nie tylko jablko się zmarnowało ale jeszcze oberwałem zakleciem i musialem kupic eliksir ktory by te zakłecie ze mnie zdjął! Wygladalem jak przyrodni brat ropuchy ale na szczescie zakupiony eliksir zadziałał i nikt nie zdazył obejrzeć ropuszej skazy na moim wizerunku. Przy okazji kupiłem miotle do latania, bo byla przeceniona , ale różdżke i chowańca olałem. Dolary nie rozna na drzewach! Słyszałem wprawdzie legendę o dolarowym drzewku, ale słyszałem też, że bohater tej legendy kiedy sie juz tego drzewka dorobil mial 100 lat i brodę do kolan. Czyli bajka i tyle. Odczekalem zgrzytając zebami i kiedy jabłka zaczely byc juz niezłe nabylem kocioł drogi jak cholera i po godzinie mieszania i mamrotania zaklęć wreszcie osiągnęłem wymarzony eliksir! Zbliżał sie jarmark i zamierzalem zdobyc pierwszą nagrodę na wystawie warzyw! Za tą dynie powinienem ją dostać! Byla to jedyna droga by uzyskac receptury na przysmaki dla zwierząt , dzieki ktorym mogłbym uzyskać kolorową welne lamy za ktorą placili lepiej i być moze wyhodować koguta bojowego ktory by pelnił role obroncy swoich kur przed lisami. Jak sie nacięlem na tym jarmarku i ile to mnie kosztowało to chyba opowiem nastepnym razem, bo na samo wspomnienie tego złodziejstwa nóż mi się w kieszeni otwiera! O tym ze mozna te przysmaki uzyskac inaczej niz wygrywajac konkursy na jarmarku czy latając za sprawunkami waznch odobistości nie miałem pojecia. No cóz byłem poczatkujacym farmerem.