Toni Vimes 2
: poniedziałek 01 mar 2021, 01:13
Cas plynął choc wydawało sie ze nieco wolniej dla innch mieszkancwow Sims świata niz dla mnie. Wedlug oficjalnych danych jakims cudem zyli dluzej i zaludnili juz wszystkie puste domy. Wszedzie było pelno dzieciaków w wieku przdszkolnym, a rodzina z czworka dzieci to była norma. Wolnych panienek było zero. Wyglądało na to ze wszystkie juz wyszly za mąż i niańczyly dzieci. Jetta coraz czesciej wspominała o jakiejs stabilizacji naszego zwiazku - czytaj narzeczenstwie i slubie. Ze mna! Z facetem ktory nie znosi zobowiazań! Z tego wszystkiego sam z siebie nauczyłem sie programowania i nawet zatrudniłem sie przez jakis czas jako guru techniki. Pensja marna, praca od 10 rano do 18-tej. Wstawalem o o 6 rano i aby przez 3 godziny tyrać w ogrodzie , wziaść prysznic i po sniadaniu tyrać nastepne 8 godzin w pracy. Wracalem na ostatnich nogach i od razu walilem sie spać. Mieszkalem we wspaniałej okolicy a do dzisiejszego dnia nawet nie wybralem sie w te gory! Nie bylo opcji- rzucilem te prace po trzech dniach.
(Stworca mial potem z tym problemy stulecia bo wyniklo z tego dziecię ktore nalezało odszukać w "Innych rodzinach" i przesiedlic z mamusią do New Crest do jakiegos startera. Na szczescie starterów miał Stworca do wypęku w swoim katalogu.) W domu do ktorego dotalem od wieczór zamiast wściekłej jędzy spotkałem słodkiego aniołka. Powinienem sie domyslic ze to byl podstęp, wręcz proba zamachu stanu ale ja jestem prosty facet i łatwo mnie nabrać. Aniołek na pasku pochlebstw , komplemetow i udawanej uległosci doprowadzil nie migiem tam gdzie chciał - to znaczy do łozka. Krotko mówiac uwiódł mnie przy pomocy kobiecej magii, na ktorą nie byłem odporny. I tak w ciagu 2 godzin stracilem caly autorytet "wychowawcy" i tego ktory "wie lepiej" Przysięgłem tez rozstać sie natychmiast z Jettą i nigdy, przenigdy juz nie oddalac sie od Aniólka na dłuzej. Panna Zoe okazała sie być bowiem zazdrosna jak diabli. Moje zbiory zawalaly teraz cała chatę ktora okazala sie być o duzo za mala, a ogrod prawie nie miescil sie w obrebie dzialki. Nawet ryby nie miescily sie w stawie i w ramach ewolucji zaczęły się przemieszczac na ląd! Jeszcze nie wyhodowaly lapek i skrzydelek ale wyglądało na to, że niedlugo zaczną to robić. Aby to powstrzymac osuszylem staw. Nie usmiechala mi sie inwazja dinozaurów! Potrzebny byl nam wiekszy dom, ale aby kupic wiekszy dom potrzebne bylo wiecej kasy. Zgrzytajac zębami pielęgnowalem ogród i analizowalem moje zbiory anterfaktów wysluchując utyskiwań Zoe na ciasnotę. Do potrzebnej kwoty brak nam było jeszcze 10 tysiecy...
Po prawdzie nawet bez pracy nie miałem czasu na rozrywki w górach. Dostalem fioła na punkcie mojego ogrodu i postanowilem zebrac w nim wszystkie rosliny jakie mozna tylko wyhodować. . Wciaz brakowalo mi nawozu , więc caly czas wolny sterczalem nad woda łapiąc ryby, bo nawozenie resztkami innych roslin było slabo skuteczne. Poniewaz jednoczesnie tworzyłem gierki komputerowe, na ktorych tez zarabialem, wiec na zycie towarzyskie czasu miałem minus zero. Mozecie mi wspóczuc... Znów zaniosłem modlitwy do Stworcy zeby mi dokwaterowal jakiegos pracownika do tego ogrodu najlepiej plci zenskiej , z poczuciem humoru i z IQ choćby tylko średnim - umiejetność gotowania mile widziana , bo odwiedzajacej mnie co drugi dzień domagającej sie slubu Jetty miałem po dziurki w nosie. I znow te cholerne poczucie humoru Stworcy dalo o sobie znac. Bo co dostałem? Rudego chudzielca w wieku nastoletnim bez żadnych umiejetnosci! Na otarcie łez jako zalacznik do rudzielca dostałem tez paczke z nasionami rosnoowocu, aby skonczyly sie moje klopoty z nawozem.
Rudzielec mial na imię Zoe i liczne piegi na nosie, był też naiwny i niewinny jak mlody kociak. Ale ja nie mialem litości dla takich kociaków - life is brutal, wiec poprosilem w miare grzecznie aby przyłozyla sie do nauki gotowania, odrabiała lekcje, nie łaziła na wagary i nie oczekiwala ze będę ją niańczył. Musialem zainwestowac w lozko dla niej w miare przyzwoite i wygodne więc nie tryskalem humorem.
Oczywiscie wszyskie moje plany wychowawcze szlag trafił kiedy pojawila sie na horyzoncie Jetta. Panie musialy sie obwachać i zapoznać, odrabianie lekcji zeszlo na plan dalszy, a nauka gotowania zostala zapomniana. Ulotniłem wiec sie grzecznie do Akademi Magow, gdzie z automatu juz po przekroczeniu bramy zostalem ku mojemu zaskoczeniu czarodziejem. Uaktywnily sie nagle pradawne magiczne korzenie odziedziczone po tatusiu o których zapomniałem, że je mam!
Nastepnego dnia po wizycie Jetty pożarlismy sie juz na dobre. Zabolala mnie krytyka mojego domku i troche mnie ponioslo, bo Zoe nie byla az taką pokraką. Miala wdzięk mlodego źrebaka. ktory czasem potyka sie o wlasne nogi i była na swoj sposób ładna z tymi piegami i zielonymi oczyma, ale jakos nie widzialem w niej kobiety. Byla mlodsza ode mnie o glupie 5 lata ale 21 letni facet jest dorosły, gdy 16 letnia dziewczyna to wciaz dzieciak. No i dorosly facet powinien być odpowiedzialny. Wiec postepowalem odpowiedzialnie, domagajac sie odrabiania lekcji, sprzatania po sobie, oraz pomocy w ogrodzie , co nie poprawilo naszych relacji. Ale kiedy mialem je poprawiac, gdy w wolnych chwilach trenowalem magię i latanie na miotle, ktora nie była dwuosobowa!
W koncu miałem tak dosyć tych narzekań i kłotni,ze ucieklem do Selvadorady. Cel byl szczytny. Zarobic tak duzo kasy ile sie da, po powrocie zerwać z Jettą i poprosić grzecznie Zoe by sie wyprowadzila. Nastepnie wyremontowac domek i ewentualnie rozgladnąć sie za PRAWDZIWĄ KOBIETĄ. Czarnowłosą, elegancką , wytworną, wyrafinowaną damą w zwiewnej sukience. Powinna nosic kapelusz, lubić poezje i muzyke klasyczną i oczywiscie zakochać sie we mnie od pierwszego wejrzenia. Takie mialem małe marzenie... Skad mi ten kapelusz w tym marzeniu sie wzial nie mam pojecia... W Selvadoadzie jednak był real do bólu, upał , natrętne muchy i malo smaczne jedzenie.
Pod wieczor objuczony owocami avokado, czarna fasolą i jagodami drzewka wrazen dotarłem do podnóza swiatyni. Po drodze mialem kilka przygód ktore generalnie polegaly na obronie stada leniwców przd pszczolami - leniwce byly zby leniwe aby bronić sie same wiec zwalaly to na mnie. Teraz nalezalo zabrac sie grzebania w ziemi w poszukiwaniu tych słynnych skarbów. Nawiasem mowiac w zyciu bym tak szybko sie tam nie znalazl gdybym przezornie przed wyprawą nie opanowal zaklęcia teleportu oraz nie zaopatrzyl sie w eliksir zaspokajania potrzeb i kilka sloikow miodu.
I tam w światyni spotkalem JĄ. Brakowalo jej kapelusza i troche ciala ale dalej była pelna wdzieku i na swoj sposób elegancka. Wyleczylem sie migiem z marzenia o wytwornej, smukłej damie. Jesli tak maja mi sie spełniac marzenia to rezygnuję z nich z góry!
Dosc lekkomyslnie po powrocie ze swiatyni wdalem sie w przelotna przygodę z pewną pulchną mieszkanka tej krainy. Zdecydowanie potrzebowalem ochlonąć po spotkaniu z moim kościstym Marzeniem w swiatyni. Tłumaczenie ze to ona chciała a mnie nie wypadało odmówić jest dość ograne ale taka wlasnie była prawda. (Stworca mial potem z tym problemy stulecia bo wyniklo z tego dziecię ktore nalezało odszukać w "Innych rodzinach" i przesiedlic z mamusią do New Crest do jakiegos startera. Na szczescie starterów miał Stworca do wypęku w swoim katalogu.) W domu do ktorego dotalem od wieczór zamiast wściekłej jędzy spotkałem słodkiego aniołka. Powinienem sie domyslic ze to byl podstęp, wręcz proba zamachu stanu ale ja jestem prosty facet i łatwo mnie nabrać. Aniołek na pasku pochlebstw , komplemetow i udawanej uległosci doprowadzil nie migiem tam gdzie chciał - to znaczy do łozka. Krotko mówiac uwiódł mnie przy pomocy kobiecej magii, na ktorą nie byłem odporny. I tak w ciagu 2 godzin stracilem caly autorytet "wychowawcy" i tego ktory "wie lepiej" Przysięgłem tez rozstać sie natychmiast z Jettą i nigdy, przenigdy juz nie oddalac sie od Aniólka na dłuzej. Panna Zoe okazała sie być bowiem zazdrosna jak diabli. Moje zbiory zawalaly teraz cała chatę ktora okazala sie być o duzo za mala, a ogrod prawie nie miescil sie w obrebie dzialki. Nawet ryby nie miescily sie w stawie i w ramach ewolucji zaczęły się przemieszczac na ląd! Jeszcze nie wyhodowaly lapek i skrzydelek ale wyglądało na to, że niedlugo zaczną to robić. Aby to powstrzymac osuszylem staw. Nie usmiechala mi sie inwazja dinozaurów! Potrzebny byl nam wiekszy dom, ale aby kupic wiekszy dom potrzebne bylo wiecej kasy. Zgrzytajac zębami pielęgnowalem ogród i analizowalem moje zbiory anterfaktów wysluchując utyskiwań Zoe na ciasnotę. Do potrzebnej kwoty brak nam było jeszcze 10 tysiecy...