Oglądałam te blokowe wnętrza z wielkim sentymentem. Szare płyty pokryte takim kamyczkowym "barankiem".... I bieda-place zabaw... Jeśli w ogóle były... Ciasne kuchenki, wąskie przedpokoje, nieustawne pomieszczenia - wszystko pamiętam jak żywe... I jakoś dawaliśmy radę... Na dodatek niejednokrotnie żyjąc w wielopokoleniowych rodzinach! Mój "salon" był salonem za dnia, na wieczór zamieniał się w sypialnię dzięki rozkładanej narożnej kanapie, która jednocześnie była pojemną "szafą". A identyczne białe mebelki z tą przeszkloną półkolistą witrynką widoczne na którejś fotce - przewiozłam z wielką ostrożnością z Mazur do swojego nowego domu, trzęsąc się o szklane drzwi tego mebelka!. Po czym stłukłam te śliczne szklane cacka...
Przez bezmyślne przesuwanie mebla z zawartością! Do dziś żałuję tej witrynki.
W dwójce było Osiedlowe życie, Percy! Dało się zbudować blok, i zasiedlić domy sąsiadami, których nie kontrolowaliśmy (prócz własnej rodziny). W trójce też była taka możliwość, ale nie mogliśmy sami zbudować bloku - były "gotowce" w Bridgeport, i tylko te mieszkania na samym szczycie można było zasiedlać i modyfikować. Można było też postawić te "skorupy" samodzielnie w innym mieście, wyjmując z zakładki debugu. Podobną funkcję choć w ograniczonym zakresie też mamy w czwórkowym Miejskim życiu. Doszło wraz z nim miasto San Myshuno, a w nim apartamentowce. W dwójce mogliśmy mieszkać w kilka rodzin z których tylko jedną kontrolowaliśmy, więc i trójka i czwórka nie różnią się w tej kwestii specjalnie. Przyznam, że na tyle rzadko korzystałam z tej opcji, że nawet nie mogę sobie przypomnieć szczegółów. W trójce pamiętam że był kod umożliwiający zmianę położenia elementów zewnętrznych - ścian, balkonów. W czwórce też dzięki kodom możemy modyfikować wnętrza, ale chyba zewnętrznych elementów już nie. Ale jakoś nie tęsknię do odtwarzania blokowisk, bo kojarzą mi się z dość smutną polską rzeczywistością... Ludzie "oswajali" tę biedę różnymi ekstra dodatkami. A że te dodatki były trudne do zdobycia, to stały się synonimem "luksusu" i w efekcie kichnie w mieszkaniach miewały identyczne zasłonki w czerwoną kratkę, a na półeczkach i ścianach fajans z Włocławka. Ja zresztą też
Do tego obowiązkowa meblościanka i dwa fotele przy "ławie", w których garbiliśmy się z kolanami pod brodą, próbując napić się herbaty postawionej na ławie. A już nie daj boże zjeść posiłek. Stoły i krzesła poznikały u prawie wszystkich jako przeżytek mieszczańskiego stylu! Echh, Pe-er-el...
W trójkową peerelowską biedę bawili się fajni młodzi ludzie z nieistniejącego już SimsDistrict. Pamiętam chłopaka o nicku Sachem, który dość wiernie odtwarzał bloki z wielkiej płyty. Drugą osobą była Figa, która odtworzyła wnętrza z filmu Gang Olsena - ale to był dokładnie ten peerelowski "szyk", tyle, że w duńskim - o dziwo - wydaniu