'Ten głos nawiedzał mnie
przybywał w snach
wymawiał imię me
aż nastał brzask
I chyba dalej śnię
lecz razem z nim
To on
to upiórctej opery
ma we władzy sny...'
Czas na mnie i jeśli ktoś jeszcze nie kojarzy tych słów, jest to tekst polskiej wersji piosenki ze znanego i zarazem chyba mojego ulubionego musicalu, pt.'Upiór w Operze'. To właśnie nim inspirowana jest moja haloweenowa praca...
Tym samym zamierzam was i waszych simów zaprosić w przeszłość. Daleko do zeszłej epoki, gdzie królowały długie suknie, a światło elektryczne zastępowały wszechobecne świece. Celowo również nie stworzyłam tam toalet, ani łazienek. Nie wiem, być może się myle i w takich miejscach od jakichś tam lat już istaniały. Natomiast raz że nie znalazałam dla nich miejsca, a po drugie chciałam podkreślić siermiężność tamtych czasów. Z tego jednak powodu, oraz również z takiego że na terenie opery ma zamieszkiwać sam główny bohater, nie jest to parcela publiczna. Ale mimo to wasi simowie spokojnie mogą się tam poczuć jak w prawdziwej operze. Zarówno jako klienci, jak i jej pracownicy.
Na wejściu czeka dwustronna kasa biletowa, która jest za razem informacją. Ponad nią znajdziecie plakaty przedstawiające to co akurat jest tam wystrawiane. Do wejścia dedykowane są drzwii po lewej, do wyjścia zaś po prawej, tak by nikt nikomu nie wchodził w drogę. W środku znajdziemy zaś szatnię na nasze ubrania wierzchnie, kilka wygodnych kanap i dwa rodzaje wejść do sali głównej. Dla klasy ekonomicznej i tzw.Vip. Na pierwszych czekają liczne miejsca siedzące na parterze, tuż przed sceną. A tych których stać na większą wygodę zapraszamy z kolei na górę. Jest tam komfortowa poczekalnia z przekąskami i możliwością wyjścia na taras widokowy. Warto też wiedzieć że w sąsiedztwie tychrze usytułowany jest gabinet samego dyrektora. Gdyby coś. A zaraz za nim już górna część wielkiej sali z kilkoma balkonikami do obserwowania przedstawienia z najlepszje możliwej perspektywy. Reszta opery to jej zaplecze - pokój garderobianych i rekwizytorów, oraz garderoby zarówno dla chórków jak i gwiazd estrady...
Jedną z nich jest Christine Diaae. Młodziódka i piękna solistka, która jeszcze niedawno zasilała grupę statystujących chorków. Teraz stała się jasno świecącą gwiazdką opery. Opery która ją zresztą wychowała. Matka dziewczyny zmarła nie przeżywając porodu, a ojciec 10 lat później odszedł po przegranej walce z nieznaną ówczensym medykom chorobą. Zostawiając po sobie kilka pięknych recitali, oraz uzdolnioną córkę, którą za ostatnie peiniądze wysyłał na nauki śpiewu i tańca. Pozostawił ją w rękach matrony opery. Żony jej uwczesnego dyrektora, która obiecała zaopiekować się nią i zadbać o jej przyszłość. No i kiedy przyszedł czas, doprowadziła ona do zastąpienia przez Christine, poprzedniej, podstarzałej już gwiazdy, której głos niestey dawno stracił już dawny blask. Ale duma wcale nie pozwalała jej się do tego przyznać. Trzeba było wstawiennictwa u dwóch nowych, również dość młodych dyrektorów, którzy przejęli operę, oraz...
No właśnie bo w tej oprze jest ktoś jeszcze. Jedni nazywają go złym duchem, inny tajemniczym sublokatorem. Tak czy siak każdy kto chce szefować w tej instytuacji prędzej czy później dowiadywał się o jegi istnieniu. Musiał też zaakceptować jego obecność i wymagania, które przysyła w liścikach. A jednym z nim było właśnie to aby to Christine stała się nową gwiazdą opery.
Ale aby zgłębić historie upiora zajrzyjmy do holu gdzie wisi portret pierwszych założycieli tego 'domu zabaw'. To Lord and Lady Langraab-Ćwir. Tak, tak. Zupełnie jak praprzodkowie znanych nam juz simów. W końcu to musi być simowa szlachta, prawda? Otóż ci państwo postanowili stworzyć coś na kształt dawnych rzymskich teatrów. Z tym że ze względu na kapryśną pogodę, pod dachem, aby oni i ich społeczeństwo mogli gdzieś spędzeć swój wolny czas i oddawać się tam miłej bogu rozrywce. Myślę jednak że nie spodziewali się że poza śmiechem w tym miejscu wydarzy się wkrótce tyle cierpienia. Że przeleje się żywa krew. Mimo, że oczywiście już nie za ich życia...
Całkiem niedawno operowa scena żyła bowiem burzlimym romansem jej głównych gwiazd - Rodolfo i Amelie. On wielki talent muzyczny, ona bardziej taneczny, ale jakoś się wzajemnie dobrze uzupełniali. Jednak pewnego dnia do ich chórków dołączyła ładniejsza i bardziej uzdolniona Rosanne, z rodu samych Ćwirów. Szybko skradła ona serce Rodolfo, który stracił dla niej wszelkie zmysły. Ale fakt, była to najprawdziwsza miłość. Taka którą nigdy nie był w stanie obdarzyć Amelie. Ta z kolei bardzo źle przeżyła złamane serce i choć nikt nidy jej tego nie udowodnił, to wszyscy się domyślali że to ona stała za śmiertelnym otruciem gwiazdy. Nie poszła za to co prawda do więzienia, ale jej kariera szybko upadła. Również przez wokal, który sam, bez partnera, nie był w stanie się juź wybronić. I tak kobieta praktycznie upadła na samo dno. Tymczasem Rosanne zaszyła w domu Rodolfo, gdzie skupiła się na wychowaniu ich jedynego, rocznego wtedy syna. Dopiero kiedy trochę podrósł dała się w końcu namówić ubustwiającemu jej talety dyrektorowi, aby powrócić na scenę już jako solistka. W imieniu Rodolfo i na złość Amelie. To był co prawda udany powrót, ludzie pokochali ją z miejsca - zupełnie jak niedyś Rodolfo. Niestety jednak Rosanne szybko pożałowała tej decyzji. Bo mimo upływu lat i tajemniczego zniknięcia Amelie, jej matczyny instyknt nie pozwalał jej zostawić synka samego. Nawet na chwilę. Zabierała więc 5-latka ze sobą na każdy spektakl i na każdą próbę, zostawiając go tylko na czas występu, i to w szczelnie zamkniętej garderobie. Czegoś się wyraźnie bała, ale miała nadzieję że tam będzie bezpieczny. Myliła się. Pewnego wieczoru podczas wielkiej premiery roku, kiedy najważniejszym gościem był sam Duke Langraab, doszło do tragedii. Ktoś wepchnął chłopca do kominka w garderobie. Ten wybiegł z krzykiem na korytarz (co oznaczało że ktoś otworzył wcześniej drzwi) i tam został ugaszony. Trafił potem do szpitala, ale połowy jego twarzy nie dało się całkiem uratować. Przeżyć, przeżył, ale okropne blizny oraz uszkodzony wzrok w jednym oku pozostały. Tymczasem zrozpaczona matka nigdzie nie czuła się już bezpiecznie. Zwłascza gdy przeczytała list który znaleziono później w jej garderobie... Wybłagała więc dyrektora by ten w zamian za dom po Rodolfo i zobowiązanie do wsyępów jeszcze przez trzy lata, udostępnił jej w tajemnicy piwnice opery, gdzie zamieszkała z poranionym i oszpeconym chłopczykiem. Tam kobieta przez lata pielęgnowała jego rany, ucząć przy okazji wrażliwości na muzykę i sztukę generalnie. Kazała też stworzyć dla niego maskę chroniącą oszpeconą część twarzy, oraz prawdziwy podziemny labirynt, który prowadził i zarazem chronił ich królestwo. Sprowadzała tam meble, instrumenty, jedzenie, zabawki. Wszytsko aby chłopiec miał jak najbardziej normalne życie, ale z dala od złych ludzi. I tych niebezpicznych i tych którzy mogliby się z niego zwyczajnie naśmiewać. Zadbała też o to, również dla bezpieczeństwa, aby wszysycy myśleli że chłopak nie przeżył wypadku, a ona umarła niedługo potem - z rozpaczy. I tak ślad po nich zaginął. Pozostała tylko tajna umowa między operą, a Ćwirówną, aby zachować milczenie i aby chłopak, a potem mężczyzna, miał prawo mieszkać tam dożywotnio i dostawać wszelkie potrzebne mu do utrzymania życia produkty. Bo jeśli prawda wyjdzie na jaw, z takiego skandalu opera już się nie wywinie.
Tymczasem kobieta musiała zestarzeć się i umrzeć w podziemiach. A on, no cóż, stał się cichym geniuszem muzycznym i zakochał się jak niegdyś jego ojciec - w chórzystce. Potem zrobił z niej gwiazdę, a teraz zastrasza cały budynek, bo teraz to on zarządza tym światem - tylko tak po cichu. Jak to upiór. Ale Christine chyba widzi w nim jednak człowieka...
Aa i od siebie jeszcze dodam że niestety nie jestem najlepsza w bryłach. Najlepiej mi się jednak robi to co dzieje się w środku, więc to tam będzie jednak najciekawiej.